poniedziałek, 31 lipca 2017

Nieznane fakty z życia Joanny Ledoux (7)

Dla prowadzącej pensję, obie panie Ledoux były prawdziwym skarbem. Reprezentowały stolicę, co było nie bez znaczenia, bowiem podkreślało to rangę pensji, pochodziły z bardzo dobrego domu, co było zapewne widoczne podczas konwersacji z obiema paniami i wreszcie kwalifikacje. Okazuje się, że po rozmowie kwalifikacyjnej miały więcej szczęścia od Marii Skłodowskiej (późniejszej Curie), która ubiegając się nieco później, bo w 1884 roku o takie stanowisko u pani Emilii Peck, nie została przyjęta.
Dzisiaj p. Peck możemy jedynie podziękować za taką decyzję. Joanna Ledoux była, według siostrzeńca Zygmunta Wasilewskiego, osobą ogromnie lubianą. W ciotce Żanecie – takie zostało mi wrażenie – wszyscy się kochali. Kochały ją kwiaty, które malowała, święci, którym dawała natchnione oblicza, kochał się w niej ks. Kanonik Lipiński…21. Oczywiście wyjaśnia, że księdza z ciotką łączyła ogromna przyjaźń i był częstym gościem u ciotek, manifestował zresztą tę przyjaźń, ale nie była ona nigdy odczytywana jako coś zdrożnego. Kochał się w niej (może z wzajemnością?) i Tegazzo, o czym dowiadujemy się znowu ze wspomnianego Życiorysu: Tajemniczy też był dla mnie przyjazd do Siekierna, specjalnie do ciotki Joanny, słynnego wówczas malarza (ilustratora „Tygodnika”) p. Tegazzo. Upamiętniło mi się, że ciotka Joanna, zwykle tak przygaśnięta, dziwnie była tą wizytą podniecona2
Ten sam autor wspomina też zabawną i podsłuchaną w 1904 roku przez jego siostrzenicę Zajączkowską rozmowę prowadzoną przez jego rodziców: Staruszkowie złożeni niemocą na wpół bezwładni, leżeli w swoich łóżkach jak w szpitalu i tak rozmawiali: - Ja wiem, Olesieczku, że ty nie we mnie się kochałeś, ale w Żańci … - Moja Marynieczku, nie mów takich rzeczy … - Ale ja wiem na pewno, Olesieczku, o ja nieszczęśliwa …
Joanna Ledoux oprócz pracy nauczycielskiej (zapewne jako nauczycielka rysunku i malarstwa) poświęcała się w wolnych chwilach tworzeniem obrazów. Zapewne nie tylko w domu po zajęciach lekcyjnych, ale również w kościołach. Malowała obrazy na zamówienie parafian czy proboszczów, biorąc jedynie skromne gratyfikacje za prace. Prac tych powstało dużo i w kilkunastu kościołach, a były to od podstaw malowane obrazy, przemalowywane, lub restaurowane, własne kompozycje lub też kopie.
Henryk Kazimierz Korus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz