Barzykowski Stanisław. |
Opuściłem kwaterę majora po otrzymaniu tego rozkazu i udałem się najprzód do kwatery kapitanów, których zbudziwszy rozkaz majora zakomunikowałem, następnie zbudziłem wszystkie plutony, zalecając wszędzie pośpiech i porządek. Przez dwie godzin przeszło trwały przygotowania i dopiero o godzinie 3 po północy stanęliśmy gotowi na rynku. Major w towarzystwie przewodników stanął na czele kolumny i zakomenderował: „Marsz!”. Ciągnęliśmy bardzo wolno, gdyż noc była nadzwyczaj ciemna, a droga straszliwie błotnista – w prawo tylko od siebie widzieliśmy straszliwą łunę pożaru z zapalonych przez Moskali siółpolskich. Szliśmy ciągle wolno drogą prowadzącą do Suchedniowa, przez który Moskale prowadzić mieli rekrutów polskich.
Po otrzymaniu tych wiadomości major natychmiast kazał
zejść na prawo do lasu sadzać, że może tam i Czachowskiego odszuka. Ciągnęliśmy
więc brzegiem mając ciągle Suchedniów na oku, a przez ten czas nasi konni
penetrowali okolice w rozmaitych kierunkach. Doszedłszy do kolonii opuściliśmy
las wychodząc na otwarte pole, pomiędzy chałupy kolonistów, lecz tu ani żywego
ducha nie znaleźliśmy, wszystkie bowiem chałupy były opuszczone. Weszliśmy więc
na drogę podsuwając się wolno i ostrożnie pod Suchedniów, gdy wtem ujrzeliśmy
człowieka biegnącego do nas z lasu i dającego nam ręką znaki, aby się
zatrzymać. Zatrzymaliśmy się więc chwile czekając na przybywającego, który
przybiegłszy opowiedział, że Czachowski zrobił rano zasadzkę na Moskali, że bił
się tam z dragonami, położył im kilkudziesięciu trupem, lecz gdzie by się
obecnie znajdował, nie wie. Powiedział nam również, że Moskale stanęli obozem
na szosie idącej od Suchedniowa do Bzina w miejscu, gdzie ta przechodzi przez
las, i że zostawili silną załogę w Suchedniowie, która zamknęła się w jednym
dużym, nowym domu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz