Ludwikowska z czytelnikami /1960/. |
Zasłużona suchedniowska bibliotekarka - to jej był poświęcony artykuł w Słowie Ludu w roku 1963.
...Jeśli się
pracuje w bibliotece siedemnaście lat słyszy się rzeczy dobre i złe, słowa
przyjazne i wrogie; jeśli się pracuje wśród książek siedemnaście lat najlepiej
się wie, ile trzeba, aby życie wokół trochę choćby zbliżyć do wymarzonego
ideału. Kazimiera Ludwikowska (pseudonim partyzancki „Mira”) pracuje właśnie
siedemnasty rok. Zaraz po wojnie Z czytelnikami /1959/. |
Czego nie ma w papierach, żyje wśród ludzi. Ludzie lubią
Ludwikowską i szanują choć „bardzo ważna jest”. Wypożyczają książki, szukają
porady, dobrego słowa. Czy to Ludwikowska wychowała całe generacje czytelników?
Rodziny Celów, Krogulców z ulicy Koszykowej, Pasków z Ostojowa, Kłobuczarów z
ulicy Słowackiego? Ludwikowska, która wiecznie ma jakieś kłopoty z urzędu? A to
pieniędzy na książki czy regały nie chcą dać i dopiero sam prezydent Bolesław Bierut
musiał – jak powiadają – interweniować, to telefonu nie pozwolą w bibliotece
założyć, lokalu innego, godniejszego nie chcą przydzielić. Ludwikowska
narzeczonym radząca, kobieta, która odczyty organizuje, spotkania, pogadanki
dla radiowęzła pisze. Pogadanki o książkach, pisarzach, czytelnikach, a także
jak się ubrać, zachować, jak przyrządzić obiad.
Siedzimy wśród książek stłoczonych, notuję rekord –
dwudziestopięcioprocentową ilość czytającej ludności i że punktów
bibliotecznych osiem, a dziewiąty, rolniczy, powstaje, że tomów dziesięć
tysięcy, wśród nich uratowane przed zmieleniem w papierni, bo gdy kiedyś
książki na przemiał brali, bibliotekarka schowała kilka głęboko, ukryła i
dzięki jej „przestępstwu” mogłem teraz wypożyczyć z dawna poszukiwaną „Przechadzkę
naokoło ziemi” odbytą w roku 1871 przez barona Hubnera.
Mało zresztą notuję, słucham, patrzę i szkoda mi, żałuję
– Kazimiera Ludwikowska odchodzi. Na emeryturę odchodzi. Nawet nie ze względu
na wiek – chorowała. Powiada, że musi odejść. Zostanie młoda osóbka z
literackim nazwiskiem – Barbara Gałczyńska. Uczennica Ludwikowskiej, wychowanka
można powiedzieć, następczyni, która nie pozwoli zaprzepaścić dorobku, owych
dwudziestupięciuprocent czytelników, ich zaufania, dobrego imienia biblioteki
wciśniętej w tę marną izdebkę. Pani Ludwikowska chciałaby dłużej, ale musi już
odejść w tym roku. Nie wiem, może musi.
- Wie
pan czego mi żal? Że jestem już stara, a mogłabym tyle jeszcze zrobić. Wtedy
zdałem sobie sprawę – Kazimiera Ludwikowska jest uosobieniem bibliotekarki z
małego miasteczka, z małej wsi, uosobieniem bibliotekarze w ogóle. Powiedziałem
przecież – bibliotekarze dziwni ludzie wydaje się, że poprawiają świat.
proponuję artykuły na temat historii Suchedniowa i inne ciekawostki archiwalne umieszczać w osobnej zakładce
OdpowiedzUsuńNO NIE WIEM PO CO
OdpowiedzUsuńCudne są te zdjęcia-łza się w oku kręci.Wzruszają choć nikogo nie znałam,nie pamiętam....Proszę o więcej.
OdpowiedzUsuń