piątek, 27 grudnia 2013

Kazimiera Ludwikowska

Ludwikowska z czytelnikami /1960/.
Zasłużona suchedniowska bibliotekarka - to jej był poświęcony artykuł w Słowie Ludu w roku 1963.
...Jeśli się pracuje w bibliotece siedemnaście lat słyszy się rzeczy dobre i złe, słowa przyjazne i wrogie; jeśli się pracuje wśród książek siedemnaście lat najlepiej się wie, ile trzeba, aby życie wokół trochę choćby zbliżyć do wymarzonego
ideału. Kazimiera Ludwikowska (pseudonim partyzancki „Mira”) pracuje właśnie siedemnasty rok. Zaraz po wojnie
Z czytelnikami /1959/.
zamieniła suchedniowskiego „stena” na książkę. Banalne to, wstępniakowi, książkowe i równocześnie prawdziwe. Tak prawdziwe, jak to, że jest w Suchedniowie w pewnym domu, tam gdzie Spółdzielczy Bank, pokoik malutki, ciasny, pełny książek i pism. Biblioteka, gdzie regały pękate od książek, gdzie na ścianach napis o bibliotece i państwie i fotografia zapomnianego poety Jana Gajzlera, gdzie po środku pokoju biurko a w szufladzie „kronika” i dokumenty – więc wycinki z najrozmaitszych gazet, fotografie, list serdeczny Kornela Makuszyńskiego, list co go pisał Wygodzki, listy od czytelników, od byłej współpracownicy. „Piszę naszej”, bo biblioteka w Suchedniowie będzie zawsze moją, dotąd dokąd Pani będzie w niej kierowniczką…”

Czego nie ma w papierach, żyje wśród ludzi. Ludzie lubią Ludwikowską i szanują choć „bardzo ważna jest”. Wypożyczają książki, szukają porady, dobrego słowa. Czy to Ludwikowska wychowała całe generacje czytelników? Rodziny Celów, Krogulców z ulicy Koszykowej, Pasków z Ostojowa, Kłobuczarów z ulicy Słowackiego? Ludwikowska, która wiecznie ma jakieś kłopoty z urzędu? A to pieniędzy na książki czy regały nie chcą dać i dopiero sam prezydent Bolesław Bierut musiał – jak powiadają – interweniować, to telefonu nie pozwolą w bibliotece założyć, lokalu innego, godniejszego nie chcą przydzielić. Ludwikowska narzeczonym radząca, kobieta, która odczyty organizuje, spotkania, pogadanki dla radiowęzła pisze. Pogadanki o książkach, pisarzach, czytelnikach, a także jak się ubrać, zachować, jak przyrządzić obiad.
Siedzimy wśród książek stłoczonych, notuję rekord – dwudziestopięcioprocentową ilość czytającej ludności i że punktów bibliotecznych osiem, a dziewiąty, rolniczy, powstaje, że tomów dziesięć tysięcy, wśród nich uratowane przed zmieleniem w papierni, bo gdy kiedyś książki na przemiał brali, bibliotekarka schowała kilka głęboko, ukryła i dzięki jej „przestępstwu” mogłem teraz wypożyczyć z dawna poszukiwaną „Przechadzkę naokoło ziemi” odbytą w roku 1871 przez barona Hubnera.
Mało zresztą notuję, słucham, patrzę i szkoda mi, żałuję – Kazimiera Ludwikowska odchodzi. Na emeryturę odchodzi. Nawet nie ze względu na wiek – chorowała. Powiada, że musi odejść. Zostanie młoda osóbka z literackim nazwiskiem – Barbara Gałczyńska. Uczennica Ludwikowskiej, wychowanka można powiedzieć, następczyni, która nie pozwoli zaprzepaścić dorobku, owych dwudziestupięciuprocent czytelników, ich zaufania, dobrego imienia biblioteki wciśniętej w tę marną izdebkę. Pani Ludwikowska chciałaby dłużej, ale musi już odejść w tym roku. Nie wiem, może musi.
- Wie pan czego mi żal? Że jestem już stara, a mogłabym tyle jeszcze zrobić. Wtedy zdałem sobie sprawę – Kazimiera Ludwikowska jest uosobieniem bibliotekarki z małego miasteczka, z małej wsi, uosobieniem bibliotekarze w ogóle. Powiedziałem przecież – bibliotekarze dziwni ludzie wydaje się, że poprawiają świat.

3 komentarze:

  1. proponuję artykuły na temat historii Suchedniowa i inne ciekawostki archiwalne umieszczać w osobnej zakładce

    OdpowiedzUsuń
  2. NO NIE WIEM PO CO

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne są te zdjęcia-łza się w oku kręci.Wzruszają choć nikogo nie znałam,nie pamiętam....Proszę o więcej.

    OdpowiedzUsuń