Okres II Wojny Światowej odbił się na życiu apteki bardzo niekorzystnie, bo chociaż Niemcy tolerowali apteki, to życie i praca w nich była ciągle niepewne, czy ilość personelu nie będzie za duża. Zima 1940 roku była bardzo ciężka. Brakowało opału. Praca w aptece była bardzo ciężka, gdyż trzeba było pracować w palcie i rękawiczkach, a mimo to były przypadki odmrożeń rąk i stóp. Władze Niemieckie poleciły oddać aparat destylacyjny i inne naczynia miedziane, na szczęście podanie o pozostawienie ich w aptece zostało uwzględnione.
Gdy 21 maja 1940 roku zmarła Stanisława, zona właściciela, jej obowiązki przejęła najstarsza córka Maria Górbiel. Oprócz opieki nad młodszym rodzeństwem i prowadzeniem domu do jej obowiązków należała praca w aptece i dbanie o jej interesy. Musiała jeździć między innymi do Urzędu Skarbowego w Kielcach, Urzędu Zatrudnienia w Skarżysku, Izby Aptekarskiej w Radomiu, gdzie wszelkie sprawy załatwiał nielubiący Polaków - radca farmacji dr Schirmer. Przydziały cukru odbierała w Radomiu, a spirytus w Ostrowcu Św.
W razie ukazania się w aptece umundurowanych Niemców cała młodzież chowała się do uprzednio przygotowanych kryjówek. Pozostawał tylko właściciel, który pilnie zajmował się recepturą i starsza jego córka, która prowadziła z nimi pertraktacje. Opiekunem na kilka okolicznych aptek był mgr farm. Feliks Firkowski, właściciel apteki w Bodzentynie. Jego stanowisko nosiło nazwę Obmann. (na podstawie kroniki Andrzeja Sułko).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz