sobota, 19 stycznia 2019

WSPOMNIENIA ANDRZEJA KOSTYRKI O SUCHEDNIOWIE (2)

Suchedniów szybko nabrał dla mnie cech swojskości. Było pełno powietrza, zieleni traw łąk, pól i drzew. Była stacja kolejowa widoczna z okien jadalni, nie tak znów oddalona, za rzeczką Kamionką, płynącą gdzieś od stawu Berezowskiego, pod lasem przez naszą łąkę, wzdłuż ulicy Handlowej zamieszkałej głównie przez licznych mieszkańców żydowskiego pochodzenia, pod Kościołem i dalej do stawu w Rejowie. Rzeczka pełna ślizów, kiełbi, „klińców” (kleni), płotek, szczupaków.

Do stacji szło się od nas ulicą Bodzentyńską i za mostem przy ulicy Handlowej w prawo, nad rzeką do wysokiej wydmy piaszczystej (dziś na tej wydmie rozbudowana jest dzielnica mieszkaniowa). Były kolorowe lata, piękne mroźne zimy, kąpiele w rzece, a później w stawie Berezowskim, na Rejowie; jazdy na sankach i nartach po górce Bobrowicza, a potem, po zamarzniętych rozlewiskach na łąkach - na łyżwach. Było strasznie fajnie...
Wygodnie było w ogromnym domu. Wtedy po raz pierwszy poznałem oświetlenie elektryczne. A dom - gabinet taty; pokój dziecinny (w którym jeździło się, przyznam, że z pewną trudnością na „dorosłym” rowerze wokół stołu); sypialnia rodziców, pokój stołowy, „mały pokój” (jakieś 20 m2), no i kuchnia, centrum towarzyskie.
Było fantastyczne podwórko - przed domem z gankiem oplecionym dzikim winem kwiaty - kiedyś z balii nazbieranych płatków różanych mama zrobiła kubek dżemu. Obszerny dziedziniec, z pięknym modrzewiem i jesionem od strony ulicy Bodzentyńskiej oraz dwoma innymi, jeszcze starszymi jesionami od strony ogrodu i łąki (trochę później toczyliśmy z Piotrkiem wojny z gniazd „fortecznych” umieszczonych przez nas na tych jesionach; ostrzeliwaliśmy się z proc, bardzo „ostrożnie”, bo tylko kartoflami. Ale kiedyś dostałem tak, że oczy mi o mało nie wylazły na wierzch, z bólu). No i zabudowania gospodarskie, dawały też dużo możliwości rozrywek; jak to na wsi...
(źródło: Andrzej Kostyrko "Wspomnienia 1928-1946")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz