Mielczarek Antoni, posterunkowy. |
Tuż przed świętami, w grudniu 1937 roku w Suchedniowie miał miejsce napad rabunkowy. Dokonali go groźni, poszukiwani bandyci Józef Kaszewiak i Nikifor Maruszeczko. Poniżej jest opis z tego napadu oraz przebieg obławy.
Niepowodzeniem zakończyły się obławy w lasach białobrzeskich
i ucieczce groźnych bandytów: Kaszewiaka i Nikifora Maruszeczko. Obaj bandyci
dali znać o sobie nowym napadem w miejscowości Suchedniów. Około godz. 19-tej
do sklepu żydowskiego Birnbauma weszło dwóch mężczyzn, kierując lufy czterech
rewolwerów w stronę właściciela sklepu. Po sterroryzowaniu Birnbauma, bandyci
zgrupowali całą rodzinę w jednym z pokoi i przystąpili do rabunku.
Gdy właściciel sklepu Birnbaum chciał im przeszkodzić w
rabowaniu, jeden z bandytów wystrzelił. Birnbaum ciężko ranny zwalił się na
ziemię. Po rabunku obaj bandyci zbiegli. Ubrani byli w ciemno szare jesionki i
cyklistówki, twarze mieli zamaskowane.
Jak stwierdzono byli to właśnie poszukiwani bandyci:
Kaszewiak i Maruszeczko. Na miejsce nowego napadu spółki bandyckiej, przybyły
władze bezpieczeństwa rozpoczynając dochodzenie. Po przeprowadzeniu dochodzenia
na miejscu napadu zorganizowano powtórnie wielką obławę, wysyłając szereg
patroli policyjnych na drogi i szosy w okolicy. W nocy z wtorku na środę patrol
policyjny, złożony z trzech posterunkowych, natknął się w pobliżu miasteczka
Szydłowiec na furmankę parokonną, na której siedziało trzech mężczyzn. Gdy
policjanci z zachowaniem wszelkich ostrożności podeszli do furmanki, dwaj
mężczyźni siedzący z tyłu poczęli strzelać. Jeden z nich wyrwał lejce woźnicy i
zaciął batem konie.
Patrol policyjny oddał za uciekającymi salwę z karabinów.
Jedna z kul trafiła konia, który padł, uniemożliwiając dalszą ucieczkę.
Mężczyźni jadący wozem mimo to strzelali nadal. Po kilkakrotnej wymianie strzałów
nastąpiła wreszcie cisza. Gdy policjanci zbliżyli się do furmanki, znaleźli w
niej przeszytego 6-ma kulami mężczyznę. Jest to groźny bandyta Józef Kaszewiak.
Towarzysz jego wypraw bandyckich, Nikifor Maruszeczko, korzystając z ciemności
zbiegł pozostawiając na wozie jesionkę. Rannego bandytę Kaszewiaka przewieziono
do szpitala w Radomiu. Przy Kaszewiaku znaleziono dwa rewolwery i banknot
500-złotowy. Po opatrunku Kaszewiak został przesłuchany przez władze śledcze.
Nie chciał on udzielać żadnych wyjaśnień w sprawie zbrodni, odpowiadając na
zadawane mu pytania: „Dochodźcie sobie sami”.
Znalezione przy bandycie rewolwery przesłano do
Warszawy, gdzie będą poddane ekspertyzie rusznikarskiej. Ekspertyza ta ustali,
czy kula od której zginął wywiadowca Bąk, pochodzi od rewolweru Kaszewiaka.
Właściciela furmanki, na której jechali bandyci, znaleziono nieżywego na wozie
z raną postrzałową głowy. Jak ustalono, bandyci zatrzymali na szosie
przejeżdżającego wieśniaka i pod groźbą rewolweru kazali się wieźć w stronę
Skarżyska. Dotychczas nie ustalono jeszcze czy wieśniak został zastrzelony
przez bandytę, czy też trafiony przez policję podczas wymiany strzałów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz