środa, 27 lipca 2016

Zygmunt Miernik wspomina Reginę Wędrychowską

Obraz Reginy Wędrychowskiej
z września 1943 roku.
Zygmunt Miernik, były naczelnik Miasta i Gminy Suchedniów, znany działacz, pomimo podeszłego wieku uczestniczy aktywnie w życiu społecznym naszego miasteczka. W ostatnim czasie Nasz Suchedniów otrzymał od p. Miernika list odnoszący się do uroczystości związanych z tajnym nauczaniem. 
- Ja jako 7-letni chłopiec miałem 1-go września 1939 roku rozpocząć swoją edukację w szkole, w której dzisiaj odbywały się uroczystości upamiętniające tajne nauczanie połączone z odsłonięciem pomnika wyrażającego wdzięczność tym, którzy z narażeniem życia kontynuowali tak szlachetne działania. Z dużą uwagą słuchałem wypowiedzi osób organizujących uroczystość - wśród wspominanych nauczycieli tajnego nauczania nie dosłyszałem nazwiska p. Reginy Wędrychowskiej, która będąc uznaną nauczycielką, pracowała w tejże szkole. Będąc samotna, w podeszłym wieku, z dużym zaangażowaniem aktywnie prowadziła tajne nauczanie.
Otóż będąc uczniem w tejże szkole, przechodziłem codziennie obok domu p. Wędrychowskiej i zostałem - jakby to dzisiaj powiedzieć - zwerbowany na tajne nauczanie w jej domu. Był to dom dużych rozmiarów z dużą ilością izb, usytuowany na wzniesieniu, poniżej którego biegła ścieżka skracająca drogę mieszkańcom Baranowa do ul. Handlowej przy której znajdowały się sklepy. Przechodząc obok wspomnianego budynku czuliśmy nieprzyjemną woń, będącą następstwem dużej ilości kotów, które były w szczególnym zainteresowaniu p. Wędrychowskiej. Wspomniałem o niniejszym fakcie, ponieważ utrzymywanie tak dużej ich ilości wiązało się z problemami wyżywienia w tamtym czasie. Nie chcąc ukrywać faktu, że mimo unoszącego się, nieprzyjemnego kociego zapachu, przynosiłem karmę w postaci kaszy ze sklepu spożywczego prowadzonego przez rodziców - z czego na pewno p. Wędrychowska była zadowolona. Wspomnę, że koty były różnej rasy i bardzo szybko przyzwyczaiły się do mnie jak i innych. Był przypadek wizyty dwóch Niemców - żandarmów, którzy stacjonowali w Szkole Podstawowej na Pasterniku przy ul. Ogrodowej. Otóż ich najazd miał miejsce w godzinach popołudniowych, ale niestety daty nie pamiętam. Widząc wyraźnie, że zmierzają na posiadłość, Pani Wędrychowska kazała nam się udać do izby, w której przebywały koty, a sama wyszła na zewnątrz na ganek. Ja i kolega Mieczysław Nowak obserwowaliśmy ich zachowanie. Po przekroczeniu progu domu, od razu pozatykali sobie nosy, odwrócili się i jak szybko przyjechali to jeszcze szybciej odjechali.
Wracając wspomnieniami do lat dziecinno-młodzieżowych, przychodzą na pamięć doznania odczucia dotyczącego bardzo życzliwego stosunku p. Wędrychowskiej do nas, w szerokim tego słowa znaczeniu. Poza nauką otrzymywałem wskazówki i rady odnoszące się do zachowania w życiu codziennym. Była to szeroka gama tematów jak np. zachowania się w stosunku do starszych osób w różnych sytuacjach, w towarzystwie jak i szczególnie odnoszących się do ludzi chorych, niedołężnych. Ja jako dziecko kilkunastoletnie byłem chłonnym Jej życzliwych uwag i rad. Z tego tytułu moja dozgonna wdzięczność ma miejsce.   
Poza kocim hobby, p. Wędrychowska z zainteresowaniem odnosiła się do malarstwa. Miała ku temu warunki, ponieważ mieszkała nad rzeką, na wzniesieniu z którego widok w różnych porach roku był interesujący. Często widziałem jak zajmowała się malowaniem. W roku 1943 otrzymałem obraz olejny przedstawiający kościół w Suchedniowie widziany od strony zachodniej z okna jej domu, który ponad 70 lat jest w moim posiadaniu, wisząc na honorowym miejscu. W domu p. Wędrychowskiej było dużo pomieszczeń, w których wisiały obrazy o różnej tematyce nawiązujące do pór roku. Przeważnie były to obrazy bez oprawy w ramki.
Osobowość p. Wędrychowskiej, jej sposób bycia na co dzień, życie w nieustannej życzliwości w stosunku do drugiej osoby zasługuje na wieczną pamięć  i naśladowanie nie tylko przez pokolenie lat wojny, ale i młodzież dnia dzisiejszego. Kończąc swoje wywody pragnę dodać, że p. Regina Wędrychowska pochodziła ze znanego, zamożnego i cenionego rodu Wędrychowskich. Mimo dużej zamożności nigdy nie podkreślała swojego pochodzenia. Skromność i życzliwość to były jej dewizy życia na co dzień.
Nie do zapomnienia w mojej pamięci pozostał fakt ukazania się p. Wędrychowskiej po śmierci - stojącej i podpierającej się laską przed domem w pobliżu wspomnianej ścieżki, prowadzącej z Baranowa do ulicy Handlowej. Szło nas wówczas pięciu chłopców i wszyscy to widzieliśmy, nasza reakcja była jedna - ucieczka. Od tamtej pory nie chodziliśmy tą ścieżką, a szczególnie wieczorem. I na nic stały się tłumaczenia rodziców, że to było tylko przewidzenie. Dzisiaj po upływie 67 laty mam w pamięci ten fakt, jakby to było wczoraj.
Zygmunt Miernik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz