Manifest
komunistyczny na wystawie - to oczywiście
żart, jak ze szmoncesu, lecz z drugiej
strony, kto wie, co się kryło w sercu
fryzjera? Dziadkiem Zelika był Mendel Herling, fundator suchedniowskiej
synagogi, ale ojciec wyróżniał się w suchedniowskim sztetlu jako działacz
związkowy, więc Zelik mógł postąpić krok dalej. W lutym 1929 r. odbywał się w
Kielcach – jak donosiła „Gazeta Suchedniowska” (nr 5) – „wielki proces
komunistyczny”. Spośród dwudziestu
pięciu oskarżonych trzech pochodziło stąd, z Suchedniowa, może z ulicy
Handlowej. Bo choć większość mieszkańców była konserwatywna, to młodych
pociągały różne nowinki. Nie ominęło to na krótką metę Gustawa i na całe życie
jego brata Maurycego oraz ich siostry Geni.
W tym samym 1929 r. wytworny świat Suchedniowa, Skarżyska i Bodzentyna, świat
spoza sztetla, niepomny na zagrożenie „wiatrem od Wschodu”, spotykał się na karnawałowej
zabawie tanecznej w Klubie Urzędników w Suchedniowie. Przyszłościowe wizje
statecznych obywateli inspirował bowiem nie Witkacy z jego obsesją katastrofy,
ani dawny sąsiad zza miedzy (do Ciekot stąd krok) – Żeromski, lecz wiara w stabilność odzyskanego
państwa. Niemal wszyscy ulegali zdrowemu pędowi do podnoszenia tężyzny fizycznej. Marzono o boisku
sportowym, które zadziwiłoby nawet Kielce. Pragnienie to ziściło się niebawem w
bliskim sąsiedztwie berezowskiego młyna przy ulicy - naturalnie - Sportowej.
Niedługo potem zachwiały się podstawy
obu światów. Nie nowoczesna ulica Sportowa stała się drugim – obok domu nad
Ciemnym Stawem - emblematem dzieciństwa w pamięci skazańca w łagrze w Jercewie,
tylko suchedniowski sztetl. Uwadze badaczy Innego
Świata umknął ustęp, który obok znanych fragmentów mówiących o sianokosach
„w Kieleckiem” i o drodze do domu przez lasek gminny, równie przejmująco
przywołuje okolicę i lata dzieciństwa autora. Dotyczy on miasteczka
żydowskiego, którego obraz pod wpływem koncertu obozowego skrzypka z całą siłą
nostalgii wynurza się z głębin pamięci więźnia Gustawa, narratora i bohatera Innego Świata, i staje się proustowską
magdalenką ożywiającą wszystkie wspomnienia lat chłopięcych. Tyle, że fakt ten,
zasygnalizowany informacyjnie, nie został rozwinięty fabularnie:
„Nie pamiętam już dziś niestety, co grał […], zapadłem w stan gorączkowego
odrętwienia. Wiem tylko, że koncert Zelika Lejmana musiał trwać bardzo długo,
bo słuchając płynących z oddali [.,..]
dźwięków skrzypiec, zdążyłem prześnić na jawie cały ten okres mego życia, gdy
jako młody chłopiec przysłuchiwałem się z ulicy małego miasteczka polskiego
śpiewnym lamentom i zawodzeniom nad zburzeniem Jerozolimy, które w każdy Sądny
Dzień dochodziły zza okopconych szybek na pół zawalonej synagogi” (Inny Świat, 1991, 227).
Dlaczego akurat to pokutne święto
patronuje wspomnieniom szczęśliwego – jak gdzie indziej zapewniał
Herling-Grudziński - dzieciństwa? Chyba dlatego, że 21 września 1942 r., kiedy
na idyllicznej suchedniowskiej stacji Niemcy zaryglowali w bydlęcych wagonach –
jak podają różne źródła - od 4000 do 5000 ludzi, w tym około siedmiuset
mieszkańców ulicy Handlowej, w kalendarzu żydowskim wypadało święto Jom Kipur,
Sądny Dzień. Może ta drobna wzmianka w Innym
Świecie jest zalążkiem nienapisanego nigdy trenu.
W latach powojennych zaczęły
znikać materialne ślady dawnego życia na ulicy Handlowej. Najpierw drewniane
domy wyparte przez murowane pudełka i duże bloki mieszkalne, potem synagoga,
która spłonęła w niejasnych okolicznościach, później plac targowy, na którym
stanęła wizytówka PRL-u - dom towarowy, wreszcie nazwa. Dziś to ulica Powstańców
1863 r. Nikt już nie chodzi Na Żydy. Tak suchedniowski sztetl w całości odszedł
do krainy cieni. Czasem przyjeżdżają zagraniczni turyści, by swoimi japońskimi
kamerami filmować cienie cieni. (tekst: dr Irena Furnal).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz