Na Kruku. |
podeszli do nich, aby dowiedzieć się kim są i co tu robią.
Podszedł również ksiądz. Gdy dowiedział się, że są z Suchedniowa i uciekli z transportu, zaprosił ich do ogrodu. Tam służąca przyniosła mleka i chleba, a gdy odpoczęli, to postanowili iść na Tumlin. W drodze dowiedzieli się, że tam stoi jakieś wojsko, ale nikt nie wiedział co to za formacja. Zygmunt razem z przygodną dziewczyną udał się na zwiad i przekonał się, że jest to wojsko lotnicze. Można było przejść informując Niemców, że wraca się z „arbaitu”, czyli z pracy. Tak też uczynili, przechodząc w parach po dwóch.
Dotarli do stacji Tumlin Węgle, a ponieważ mieli jeszcze do przyjazdu pociągu 1,5 godziny, więc udali się do pobliskiego ogrodu, aby nie rzucać się w oczy. Gdy było już tylko 15 minut do odjazdu, przeszli na łąkę obok stacji, ale tam przyczepił się do nich Niemiec. Był młody wiekiem i bardzo buńczuczny. Powiedział, że pewnie są uciekinierami i zaczął ich straszyć zatrzymaniem. Całe szczęście, że Stanisław miał jeszcze przy sobie masło od księdza, które dał Niemcowi. Jak się w końcu okazało, ten nie był taki zły, kazał mu iść za sobą na stację, gdzie dał mu w rewanżu kawę.
W czasie jazdy od kolejarza dowiedzieli się, że w Suchedniowie na peronie są Niemcy. Nie wysiedli, tylko poprosili tego kolejarza, aby po wyjeździe z Suchedniowa zwolnił. Za cmentarzem, gdy pociąg zwolnił powyskakiwali i przez pola Baranowa udali się do domów. Będąc już na Kruku i przemykając między opłotkami zostali zauważeni przez Niemców. Stanisław, bo to jego spostrzegli był bardzo sprytny i uciekł im przez podwórko najpierw Franciszka Działaka, a później Bolesława Działaka i schował się w skrytce w domu rodzinnym. Niemcy w tym czasie dokonywali przeszukania u Działaków, wbijając nawet widły i bagnety w słomę, ale bezskutecznie. Powiedzieli tylko siostrom Stanisława - Marysi i Zosi, że bracia wrócili, ponieważ ich widzieli i że jeszcze ich złapią. Na szczęście wszyscy uciekinierzy przetrwali do zakończenia działań wojennych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz