wtorek, 6 sierpnia 2013

Ucieczka z obozu (1)

Rodzina Wawrzyńca Piasty /1943/.
W nocy z 14 na 15 września 1944 roku był przeprowadzony nalot bombowy na Suchedniów. Zrzucono trzy bomby, z których jedna wybuchła w obejściu Świerczkowskiego. Natomiast z samego rana Niemcy w Suchedniowie przeprowadzili łapankę. Z mieszkań wyprowadzano samych mężczyzn i ustawiano na ulicy. Na Kruku z domu Wawrzyńca Piasty nie zabrano tylko jego,  ze względu na podeszły wiek. Wyprowadzono natomiast synów Stanisława i Zygmunta oraz
zięcia Mieczysława Harczyńskiego (mąż Janiny). Z sąsiedniego domu wyprowadzono Jana Kowalika (szwagra Wawrzyńca), a zaraz potem przyprowadzili jego brata Ignacego, który szedł na łąki obok „Starej Pani” i został tam zatrzymany.
Wszystkich ustawiono czwórkami i po przeszukaniu poprowadzono do szkoły na Pasterniku. Jak się później okazało nikogo nie zabrano tylko z domu Gibasa, a to tylko z tego powodu, że u niego stacjonowała tak zwana "starszyzna Niemiecka". Nie mówiono, dlaczego ich tak spędzili i co dalej z nimi będzie, prawdopodobnie chciano ich wywieźć na roboty do Niemiec. Następnie popędzono wszystkich, około 600 mężczyzn,  przez Górę Baranowską na Ekonomię w Skarżysku. Tam na stacji wsadzono ich w wagony "węglarki". Do każdego wagonu wpędzono ich po dwudziestu pięciu, a z przodu i z tyłu usiedli Niemcy i pilnowali, aby nikt nie uciekł. W ten sposób zostali wywiezieni za Skarżysko, ale za miastem, na łąkach pociąg się zatrzymał i stał przez całą noc.
Około godziny 9 rano przyszły kobiety z Suchedniowa z paczkami, ponieważ dowiedziały się, że pociąg z zatrzymanymi stoi za Skarżyskiem. Wśród kobiet była również Konstancja Piasta matka Stanisława i Zygmunta, która przyniosła im trochę jedzenia. Zaraz potem pociąg ruszył i zatrzymał się dopiero w Kielcach. Tam dzięki akcji „Czerwonego Krzyża” udało się uwolnić około pięciu osób, ale pozostali zostali przewiezieni do Częstochowy. Tuż za tym miastem pociąg wpadł na cysternę i wybuchł pożar. Wszyscy siedzieli w wagonach i nie wiedzieli co dokładnie się dzieje, czy czasami ten wypadek nie był zrobiony celowo. Całe szczęście, że obyło się bez ofiar. Niemcy wygonili wszystkich na łąkę, która rozciągała się obok torów. Nadjechały samochody ciężarowe z żandarmerią, która otoczyła uwięzionych na łące. Wszyscy leżeli przez całą noc na mokrej ziemi do samego rana. Skoro świt ustawili ich w czwórki i poprowadzili do koszar w Częstochowie, gdzie stacjonował 2 pułk piechoty Niemieckiej. Tam byli trzymani za  ponad dwumetrowym płotem zwieńczonym drutem kolczastym. Odwiedzani byli przez „Czerwony Krzyż”, który dostarczał kawę, chleb i pomidory. Pilnowani byli przez Ukraińców i w tym szukali szansy w ucieczce. cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz