piątek, 26 sierpnia 2016

Suchedniów pod koniec XIX wieku (2)

Domki urzędników górnictwa.
Doskonała szosa oślepiającej białości, w blasku słonecznym, zaczyna się po przebyciu małego kawałka piaszczystej drogi od dworca i wiedzie wśród małych i nędznych domków, zrzadka porozrzucanych ku kościołowi, gdzie załamując się pod kątem prostym po nad stawem z jednej strony, przecina rzeczkę kamienną, mija boczną piaszczystą uliczkę, stanowiące główne siedlisko handlu, zamieszkałą przeważnie przez żydów, i prowadzi ku tak zwanemu Berezowu, gdzie po za budynkami zabudowanemi w czworobok, mieszczącemi w sobie biura, stoją domy urzędników górnictwa, nieduże, schludne, z małemi kwiatowemi ogródkami, , oddzielającemi je od szosy i z ganeczkami obrośniętemi dzikiem winem. W ogródkach tych pod dawną modą grządki i klombiki, pełne pospolitych staromodnych kwiatów: lilje, lewkonje gwoździki, rezeda, powoje, groszki, malwy; o kwiatowych dywanach, o ozdobnych rabatach nikomu tu się nawet nie śni; naszym oczom, przesyconym wyszukanemi kombinacjami dzisiejszego ogrodnictwa, miłe robią wrażenie te różnobarwne pełne prostoty ogródki. Szkoda tylko, że róż sztamowych nie widać prawie nigdzie i drzew zamało. Gdzieniegdzie mizerny sad rozciąga się za domem - w jednem miejscu szczątek starej dębiny urozmaica drogę i zakończa ogródek owocowy - ale brak cienia i dzikich drzew stanowi ujemną stronę Suchedniowa. Jedna tylko apteka, mieszcząca się w ładnym dworku, położonym przy szosie poprzecznej, łączącej drogę na Berezów z szosą kielecką, okolona jest staremi lipami i ma dość duży ogród, co razem czyni ją podobniejszą do wiejskiego dworka niż małomiasteczkowej posiadłości.

Lasy bardzo piękne okrywają wzgórza z północy, wschodu, i południa - a najbliższy znajduje się o półtorej wiorsty od środka Suchedniowa. Wiedzie do niego szosa doskonała, las piękny, widok z Baranowskiej góry prześliczny, rozległy i na kolej i na Suchedniów, który na kształt olbrzymiego pająka rozciąga się w różnych kierunkach po wzgórzach i w głębi kotliny; i na góry Świętokrzyskie, które z tego wynioślejszego punktu widać szarzejące w południowo wschodniej stronie. Ale w głąb lasu trudno się zapuszczać, bo torfowiska i wilgotne polanki zatrzymują na progu pod karą ugrzeźnięcia w trzęsawisku. Po obu stronach szosy szerokie pasy i głębokie rowy zarośnięte trawą, a na niej pasą się niezliczone stadka gęsi. Białe niezgrabne ptaki przechadzają się po wygonach, śmiałe i wrzaskliwe napełniają gęganiem całą osadę. Kiedy słońce ma się ku zachodowi, i upał ustaje, roją się na szosie kieleckiej i na drodze do Parczewa gromadki pań, panien i dzieci; to "z przeproszeniem letnicy" jak się wyrażają tutejsi mieszkańcy. Wśród jasnych sukien czasami zamajaczy męzka postać, jakiś ojciec, mąż, lub braciszek, jakiś uczeń korzystający z wakacji ażeby się chlubić okazałemi wąsikami, które termin powrotu do szkół skazuje na zagładę. Ale niestety reprezentantów męzkiego rodu mało tu stosunkowo do liczby kobiet; panny chodzą zadumane i smutne, z polnemi kwiatkami przypiętemi do staniczków; do wystawy stroju nie ma pola, chyba w niedzielę, do kościoła gdzie okoliczni chłopi i miejscowa "niższa" inteligencja z rozdziawionemi usty przyglądają się dziwolągom najświejszej, warszawskiej mody. (Wędrowiec).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz