sobota, 7 maja 2016

Gustaw Herling-Grudziński (2)

Herlingowy „sztetl” to zaledwie jedna z ulic Suchedniowa. Przed II wojną światową nosiła nazwę Handlowa i wcale nie leżała na uboczu. Od północy sąsiadowała z najstarszą dzielnicą Suchedniowa z kościołem, szkołą i pocztą, od południa z nowszą, zaprojektowaną przez Stanisława Staszica jako wzorcowe osiedle w osadzie przemysłowej. Gdy od stojącego na granicy Berezowa i Suchedniowa młyna Jakuba Józefa Herlinga, ojca pisarza, szło się, a w owych czasach raczej jechało bryczką ulicą Bodzentyńską na pocztę czy na stację kolejową, tuż przed ruinami huty i mostem na Kamionce, tym ze „snu”, odbijała w lewo i wzdłuż krętego koryta rzeki ciągnęła się aż do traktu kielecko-radomskiego. Kamionka i pas przybrzeżnych zarośli oddzielał ją od starej części osady, ale po drugiej stronie swobodnie sąsiadowała z przyległymi, rzadko zabudowanymi terenami.

Wizja osobnego istnienia dwu części osady zróżnicowanych narodowościowo i kulturowo w międzywojennym pejzażu Suchedniowa była jednak uzasadniona. W 1939 r. Suchedniów posiadał 7047 mieszkańców, w tym ludności żydowskiej - 725 osób. Większość Izraelitów mieszkała przy Handlowej. Mimo że stały tam również domy Polaków, przewaga społeczności żydowskiej sprawiała, że ulica miała własny, niepodobny do żadnej z pozostałych charakter. Do drewnianych domów przylegały szopy i  komórki, a u poddaszy jak jaskółcze gniazda wisiały kuczki. Była to jedyna w Suchedniowie ulica o miejskim charakterze dzięki dość zwartej, choć niskiej zabudowie. Wiele budynków łączyło się ze sobą wspólnymi bramami, a ze sklepików, warsztatów i mieszkań po kilku schodkach wychodziło się wprost na jezdnię. Życie toczyło się tutaj w przestrzeni publicznej, gwarnie i tłumnie, inaczej niż w polskiej części osady,  gdzie  rzadko posadowione  domy i dworki urzędników kryły się w zieleni ogródków i sadów. Tu były suchedniowskie Nalewki. Zamożniejsi Żydzi, jak Stanisław Starke, współwłaściciel Suchedniowskiej Fabryki Odlewów, rodzina Warszawskich posiadająca duży tartak w Berezowie, ojciec Gustawa, właściciel berezowskiego młyna, czy rabin Lejman mieszkali gdzie indziej. Oczywiście, pojedyncze uboższe rodziny żydowskie można było spotkać także w innych zakątkach Suchedniowa, Baranowa czy Berezowa. Dla polskich sąsiadów ulica Handlowa była miejscem egzotycznym, namiastką dalekiego Orientu. Egzotyczny był ubiór, język, melodia mowy, sposób myślenia, gestykulacja, temperament, obyczaj. Wszakże chodzono tutaj często, bo tu był nerw codziennego życia. Tylko rzadko używano nazwy „Handlowa”, przeważnie - „Na Żydach”. „Idę Na Żydy” - mówiły gospodynie, wyprawiając się po zakupy.
Ulica Handlowa to był „inny świat”. Żyła tu społeczność wyizolowana z polskiego otoczenia, mocą tradycji zamknięta w odrębnym, zatrzaśniętym na wiele zamków, nieprzenikliwym kręgu religii, języka i obyczaju  Skazana, jak niebawem pokazała historia, na własny, straszny los. Mimo iż nie otoczeni murami, mieszkańcy Handlowej bez potrzeby nie opuszczali granic swojego świata, wyjąwszy niespokojne duchy, którym było tu za ciasno. (tekst: dr Irena Furnal).

2 komentarze:

  1. Hmm.. pytanie czy sami chcieli się izolować? Czy społeczność Polska ich izolowala?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń