wtorek, 10 maja 2016

Gustaw Herling-Grudziński (5)

Wypada też przypomnieć zaskakującą adnotację w metryce Gustawa  dotyczącą jego ojca - niepiśmienny! Naturalnie chodzi o nieznajomość alfabetu łacińskiego, bo hebrajski, jak wszyscy chłopcy żydowscy, musiał dobrze opanować w dzieciństwie. W latach chłopięcych mógł jeszcze odebrać (co wątpliwe) edukację w szkółce elementarnej, gdzie – jak to przedstawił Stefan Żeromski w Syzyfowych pracach w oparciu o własne doświadczenia w nieodległych od Suchedniowa Psarach – poznałby krój cyrylicy. Jednak świadkowie, ludzie prości, w celach praktycznych przyswoili alfabet łaciński na tyle, że byli w stanie złożyć swój podpis, „niepiśmienność” Jakuba Herlinga wygląda więc na swoistą demonstrację.

Te niejednoznaczne fakty pozwalają sądzić, że nienaganna polszczyzna i aspiracje do kultury europejskiej Doroty i Jakuba Herling-Grudzińskich były zewnętrzną powłoką osłaniającą wewnętrzne rozdarcie. Tak naprawdę musieli oni żyć w zawieszeniu między dwoma światami,  jak - zresztą - wielu asymilujących się Żydów.  Mimo że spolonizowani, nie do końca wrośli w nowe środowisko, może  nie ułatwiono im tego, więc zapewne chodzili do suchedniowskiego sztetla, do krewniaków i znajomych z ulicy Handlowej. Nie tylko w interesach i na targ, lecz towarzysko - do fryzjerów, kamaszników, szewców, krawców itd. Choćby dlatego, że polscy sąsiedzi, choć życzliwi, czasem nawet zaprzyjaźnieni, nie  zapraszali ich do swoich domów na pasjansa czy uroczystości rodzinne, bo takiego zwyczaju nie było. Także dlatego, że  dworek za młynem omijali kolędnicy, opiewani w tylu wierszach przez Jana Gajzlera, poetę z drugiego krańca Bodzentyńskiej, że przed wotywną kapliczką za kamiennym mostem nie składali w maju kwiatów i nie śpiewali pieśni maryjnych itp. Za to przyjmowali ich nieliczni Żydzi reformowani i liczniejsi ortodoksi, którzy nosili jarmułki, pejsy i chałaty, a ich kobiety peruki, którzy mówili łamaną polszczyzną, a przeważnie w jidysz, i o których nic ponad to, że byli, na ogół nie wiemy. A nawet i tego nie wiemy do końca. Ludność żydowska z dezynwolturą traktowała obowiązek rejestrowania w gminie urodzin  i zgonów, więc księgi urzędów stanu cywilnego nie są miarodajnym źródłem. Ale tak to wygląda z gojowskiej strony. Z tamtej było pewnie tak, jak w wierszu Antoniego Słonimskiego: „szewc był poetą, zegarmistrz filozofem, fryzjer trubadurem”.
Zresztą i w innym sensie suchedniowski sztetl nie przypominał ciemnogrodu z kart powieści Elizy Orzeszkowej Meir Ezofowicz, nie te czasy. Tętnił własnym życiem oświatowo-kulturalnym. Działało tu kilka stowarzyszeń, m.in. Towarzystwo Kursów Wieczorowych, które prowadziło teatr  amatorski i bibliotekę, był cheder, szkoła dla dziewcząt, drużyna sportowa „Makabi” i kino o postępowej nazwie „Europa”. Istniały też oddziały Związku Zawodowego Robotników Niefachowych i Związku Rzemieślników Żydowskich. We władzach obu związków znów spotkamy Herlingów: Moszka i Wolfa.
Sytuacja rodziny i środowiska, w którym się obracał, dopełniona epilogami okupacyjnymi, obficie zaowocowała po latach we włoskich opowiadaniach Gustawa Herlinga-Grudzińskiego motywami „otwartości” i „zamknięcia”, „obszaru zamkniętego, wyłączonego”, czy „przerwanych więzi międzyludzkich” – pozornie  bez związku z jego osobistymi doświadczeniami. Intensywność występowania tych motywów wskazuje jednak, że ulica Handlowa była na swój sposób drugim centrum dziecięcego świata Gustawa, ale takim, które budziło ambiwalentne uczucia. Tutaj mieszkała pomylona Ester o pięknych oczach i wzburzonych włosach, która utopiła się w Ciemnym Stawie (Dziennik pisany nocą, 24 grudnia 1972). Prawdopodobnie to kuzynka Estera Herling, rówieśniczka Lusi, zapisana w katalogu klasowym publicznej szkoły powszechnej w Suchedniowie w roku 1928/29 w klasie V. Ester jako bohaterka dziennikowej notatki przekracza granice mentalnego (na razie) getta, by zachłysnąć się pięknem świata nad  berezowskim stawem - aż po śmierć wśród wodnych roślin. Zdarzyło się to w latach chłopięcych Gustawa, lecz na zawsze zachował ją w pamięci jako urzekający przykład nieznanej w sztetlu wrażliwości na urodę życia, a nawet więcej - odwagi do podjęcia ryzyka odmiany losu. Według Włodzimierza Boleckiego: „Ester pokonuje zamkniętość swojego miasteczka” (G. Herling-Grudziński, W. Bolecki, Rozmowy w Neapolu, 2000,137). Jej postawa koresponduje z sytuacją duchową samego Gustawa i jego rodzeństwa – różnymi sposobami próbowali oni się uwolnić od presji rodzinnego środowiska. Mówiąc o otoczeniu Franza Kafki, podkreślał pisarz, że praskie „środowisko żydowskie […], w którym się obracał, było hermetycznie zamknięte” (Rozmowy w Neapolu, 105). To samo najpewniej mógł powiedzieć o suchedniowskim sztetlu, a nawet - w pewnym sensie - o własnym  domu, pomimo postawy rodziców. Wielokrotnie rodzinny dom w Berezowie charakteryzował  jako odciętą od świata wyspę, co mogło oznaczać zarówno poczucie bezpieczeństwa, jak i izolację od polskiego otoczenia. (tekst: dr Irena Furnal).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz