sobota, 8 sierpnia 2015

Policja granatowa w czasie okupacji

Zygmunt Lubczyński.
Chcąc "ugłaskać" niemieckich żandarmów, wójt gminy organizował dla nich czasem w restauracji Lucjana Kowalika "sute przyjęcia", które zazwyczaj kończyły się wyjawieniem terminów łapanek, pewnymi ustępstwami dla Suchedniowa, a nawet sprzedażą broni. Te ostatnie transakcje załatwiał plut. Albin Żołądek "Boruta".
Pozytywną rolę w pracach konspiracji odegrała Zofia Karpetowa, właścicielka bufetu na stacji kolejowej. Potępiana przez społeczeństwo Suchedniowa za utrzymywanie bliskich znajomości z Niemcami, podsłuchiwała rozmowy pijanych żandarmów, które często ułatwiały pracę zainteresowanym tym ludziom. W jej lokalu też odbywał się handel bronią.
Mimo pełnej czujności pracowników konspiracji, nie udało się w porę ostrzec Franciszka Niwińskiego, L. Kowalika, Zygmunta Lubczyńskiego, wysiedlonego z Poznańskiego nauczyciela i oficera Feliksa Stanisławskiego, Józefa Skrobota, P. Relidzyńskiego przed aresztowaniem i wywiezieniem do obozów zagłady, skąd powrócili tylko dwaj ostatni. Ostrzeżono jednak i uratowano przed niechybną śmiercią nauczyciela Stefana Janiszewskiego i znanego działacza spółdzielczego Stefana Adamczyka oraz wielu innych.
Przychylnie ustosunkowani do naszych spraw byli niektórzy policjanci granatowi: komendant posterunku Ślązak Warkocz z żoną, Poznaniak - Lura, Konrad Bębnista, Andrzej Wawro, Bronisław Kuczerawy, kom. post. Mironowicz - ostrzegali przed zapowiedzianymi łapankami, ułatwiali ucieczki, "patrzyli przez palce" na znane im wykroczenia przeciw III Rzeszy. Na szczególną wdzięczność mieszkańców Suchedniowa zasłużył sobie st. sierż. Józef Szyndler. Do gorliwych prześladowców ludności polskiej zaliczono m.in. pol. Werno. (Kronika Franciszka Gładysza).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz