Jom Kipur jedno z najważniejszych, najbardziej uroczystych religijnych świąt żydowskich, o charakterze pokutnym. I właśnie 21 września 1942 roku w święto Jom Kipur w Suchedniowie nastąpiła wywózka Żydów do obozów zagłady. Suchedniowscy Żydzi mieszkali głównie przy ulicy Handlowej (Powstańców). Zajmowali się przede wszystkim handlem, mieli też swoje zakłady rzemieślnicze. W czasie okupacji do Suchedniowa zwożono Żydów z innych miejscowości (Płock, Bodzentyn, Bliżyn, Zagnański i innych), najpierw około 300., a w marcu 1942 roku jeszcze 650. W święto odpuszczania win tym, którzy okazują skruchę spędzono ich na terenie dzisiejszego parku, a następnie wywieziono do Treblinki i obozu pracy w Skarżysku. Około 250. zostało i porządkowali teren byłego getta, ale i tych później wysłano do obozu pracy.
Na sobotniej konferencji naukowej prof. Marek Pajek wystąpił z propozycją, aby upamiętnić to wydarzenie na 80-lecie wywózki Żydów z Suchedniowa. Warto zastanowić się nad tą propozycją i w 2022 roku zrobić obchody.
A tak wspomina ten dzień Jerzy Gołębski, dyżurny ruchu na stacji kolejowej:
„Przypominam sobie, widziałem, jak Niemcy prowadzili Żydów. Oni ich zgromadzili na placu w Suchedniowie. Tam był plac nad rzeką. Gromadzili Żydów z tych wszystkich wiosek i miasteczek. I z Bodzentyna. W jedno miejsce. I oni tam siedzieli, ci Żydzi, pod gołym niebem, około dwóch dni. Dzień i noc. A Niemcy spacerowali w pelerynach, a na tych Żydów padał deszcz. Oni nie mieli żadnych okryć. I nie wolno im było chodzić. Ani stać. Wszyscy musieli siedzieć. [...] I gdy podstawili te wagony pod rampą, to było, zdaje się, około piętnastu tych wagonów krytych... kryte, zwykłe wagony, którymi się wozi bydło i towary. Były wychlorowane. Więc pędzono tych Żydów grupami na rampę. Tam ich zbierali wszystkich, podstawiali wagony i wpychali ich do środka. Do jednego wagonu, tak przypuszczalnie, wpychali około stu Żydów. [...]
To było w 42-gim roku. Ja byłem kawalerem jeszcze i mieszkałem tutaj na stacji. Jak raz pamiętam miałem wtedy wolne i poszedłem zobaczyć. To była, zdaje się, jesień, tak, taka późna jesień. Było mglisto, trochę zimno. Ale Niemcy nie dali się nam wtedy przybliżyć. Oni mieli tych volksdeutschów w takich czarnych mundurach, którzy umieli mówić po polsku. I psy też mieli. Obstawieni byli karabinami maszynowymi dookoła, że strach było podejść do nich.
Żydzi prosili o wodę. Wyglądali z wagonów i prosili, żeby im podać. Nie mogliśmy w żadnym wypadku podejść, bo tamci chodzili naokoło i odpędzali precz. Dzieci tak płakały, obłapywały rękami tych Niemców, ale Niemcy łapali ich i jak już nie było miejsca w tych wagonach, to wrzucali je nad głowami starszych. Po prostu ludzi to ubijali nogami, żeby można było drzwi zamknąć. I wagony wtedy siłą zamykali, tak że nieraz to i rękę było widać. Przyciskali tę rękę Niemcy.
Później nie wiem, co się dalej stało...
Nie, jeszcze sobie przypominam. Nad ranem przyszedł pociąg i zabrał te wagony. I wyjechali w stronę Skarżyska. Dalsza droga, to już mi nie jest znana.
Wtedy już nie było więcej Żydów...”
(źródło: Reszta nie jest milczeniem).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz