Ojciec
Gustawa, Józef Jakub Herling, to była osoba w Suchedniowie znana i szanowana. I
jedynie on, i jego najbliższa rodzina ocaleli od zapomnienia, mimo że klan
Herlingów był tak liczny. Pierwsi Herlingowie przybyli do Suchedniowa z Chęcin
po powstaniu styczniowym. Musieli czuć się tutaj dobrze, skoro tak bujnie się
rozrośli, choć większość była biedakami, lecz paru zaczęło się dorabiać
majątku. Nie wiadomo dokładnie, kiedy Józef Jakub wyrwał się stąd w świat i
którymi stronami wędrował, ale na początku lat dwudziestych powrócił z markami
ze sprzedaży poprzedniego majątku w Skrzelczycach, za które kupił okazałą
posiadłość berezowską. Stał się jednym z zamożniejszych przedsiębiorców
żydowskich w Suchedniowie.
W historii suchedniowskiego sztetla jest wiele zagadek, wśród nich jedna szczególnie interesująca. Prawdopodobnie przy ulicy Handlowej wzniósł w końcu XIX w. własnym kosztem drewniany dom modlitwy Mendel Herling. Jako rzeźnik rytualny był człowiekiem zamożnym, dlatego mógł sobie pozwolić na taki wydatek. Czy był blisko spokrewniony z rodziną Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, nie wiadomo. Nie wiadomo również, czy ów dom modlitwy to znana jedynie z opowiadań najstarszych mieszkańców Suchedniowa synagoga u zbiegu ulic Handlowej i Bodzentyńskiej, czy też inny budynek – zachowane dokumenty nie pozwalają na jednoznaczne rozstrzygnięcie tej sprawy, choć wiele przemawia za synagogą. Mendel Herling był nie tylko człowiekiem majętnym, ale też przedsiębiorczym i w lokalnej społeczności żydowskiej odgrywał znaczną rolę. Jako członek dozoru bóżniczego w 1892 r. wraz z dwoma innymi członkami dozoru wystąpił o odłączenie Żydów suchedniowskich od wyznaniowej gminy żydowskiej w Bodzentynie. Starania o uzyskanie samodzielności trwały długo i zakończyły się fiaskiem, storpedowane przez kahał bodzentyński, który nie chciał utracić dochodów z Suchedniowa.
Ulica Kolejowa w Kielcach, ulica
Handlowa w Suchedniowie zmieniają spojrzenie
na czynniki kształtujące w dzieciństwie i młodości osobowość oraz późniejszą twórczość
Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Wprawdzie pisarz mocno podkreślał, że rodzina
była spolonizowana i bardzo patriotyczna (legenda o przodku w oddziałach
Czachowskiego w 1863, udział brata Maurycego w wojnie polsko-bolszewickiej 1920,
później w powstaniu warszawskim), potwierdzał to Jerzy Jerzmanowski (Sulimierski) w książce W
starych Kielcach (1975), lecz asymilacja
nie wyklucza oddziaływania tradycji rodzinnej i środowiska. Ojciec, Józef Jakub Herling, opuścił sztetl,
wyrósł ponad lokalną społeczność, w pewnym sensie ją zdradził, gdyż spolonizował
się, ale przecież nie zerwał wszystkich więzi z rodziną i z religią. Jego
dzieci przez wszystkie lata nauki szkolnej w dzienniku lekcyjnym w rubryce
wyznanie miały wpisane „mojżeszowe”. Zresztą
kwestia asymilacji była prawdopodobnie odmiennie traktowana przez każde z rodziców – z
aprobatą przez matkę, z zastrzeżeniami przez ojca. Zdaje się na to wskazywać m.in.
fakt, że Gustawa najpierw posłano do gimnazjum gminy izraelickiej w Kielcach, w
którym poza obowiązującymi w szkołach państwowych przedmiotami wykładanymi w
języku polskim uczono języka hebrajskiego i geografii Bliskiego Wschodu. Dopiero
po dwu latach (klasa wstępna i I), zdawał egzamin do państwowego gimnazjum
im. M. Reja. Z kolei młodsza siostra
Lusia (Łucja, Sara Miriam) przez kilka lat uczęszczała do polskiego gimnazjum
żeńskiego im. A. Mickiewicza w Kielcach - jako jedna z kilku uczennic wyznania
mojżeszowego, lecz w końcu przeniesiono ją do prywatnej szkoły dla dziewcząt z
rodzin żydowskich Stefanii Wolman Zimnowodziny,
zwolenniczki asymilacji. Starsze rodzeństwo – Morek (Maurycy, Abraham Mojżesz)
i Genia (Eugenia, Rebeka) – pewnie tylko dlatego ukończyło polskie szkoły bez
perturbacji, że w latach ich nauki nie było jeszcze w Kielcach żydowskich
gimnazjów z polską maturą. (tekst: dr Irena Furnal).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz